Malta luty 2013 - No to w drogę

Po prawie 3 latach przerwy, za dwa dni, znów wyląduję na Malcie. Tym razem przy okazji odbywającej się tam kolejnej edycji Land Rover Malta Marathon. Nie, nie będę biegł osobiście. Moje zdolności biegowe to połączenie krótko i długodystansowca, tzn. przebiegam krótki dystans w tempie maratończyka ;) (no może trochę przesadziłem i nie jest zemną aż tak źle, ale jakoś nie lubię biegać). Za to udało nam się na mówić mojego szwagra Grześka by tegoroczny sezon biegowy rozpoczął właśnie od Malty.

Dziś pierwszy dzień podróży - pociąg z Warszawy do Lęborka, skąd jutro rano już ze szwagrem do Gdańska i dalej samolotem do Londynu. A we wtorek kolejny samolot i Malta.

Mam nadzieję, że pogoda dopisze i na Malcie nie będzie za bardzo padało, bo jak na razie Warszawa pożegnała mnie kilkoma stopniami mrozu i drobnym śniegiem. Choć z drugiej strony, mimo bycia osobą zdecydowanie ciepłolubną, chętnie zobaczył bym skały Malty pokryte warstwą gradu. Czy też, widziane jak do tej pory tylko na zdjęciach, takie anomalie pogodowe jak trąba powietrzna. No przecież nie można na wyspę jeździć tylko w lato i oglądać bezchmurne niebo.

Na razie jednak pozostają mi jeszcze prawie cztery godziny oglądania przez okno wagonu przyprószonych śniegiem polskich pól. A jedyny maltański akcent w podróży to książka Patricka O´Briana "Port zdrady", której akcja rozgrywa się właśnie na Malcie. Jak na razie jakoś strasznie porywająca nie jest ale da się czytać, może później się rozkręci. Przy okazji jej czytania człowiek dowiaduje się ciekawych rzeczy. Jak na przykład, że nazwy maltańskich wysp to: Malta, Gozo, Domino i Cominetto. ;) Na początku myślałem, że zrobiono literówkę przy składzie tekstu, ale przed chwilą trafiłem już drugi raz na to przekręcenie nazwy Comino.

No to wracam do lektury, ciekawe czym jeszcze zaskoczy mnie autor?